poniedziałek, 23 lipca 2012

piękna pogoda


Piękna pogoda rozleniwia. Żar leje się z nieba. Z jednej strony fajnie, ale w taki upał trzeba trawę w ogrodzie podlać. 

niedziela, 22 lipca 2012

Polska - biley czyrwynu!!!


Wczoraj wieczorem, w pubie w pod londyńskim Bromley, spędzałem wieczór w towarzystwie węgierskiego motocyklisty Karola. Przysiadł się do nas pewien Afrykanin. Facet pochodził z RPA i pracował w Londynie jako technik przy budowie wieżowców. Afrykanin był już trochę podpity i zachowywał się głośno. Pieprzony kraj, nie nawiedzę Londynu! Nie nienawidzę Nowego Yorku! Wykrzykiwał, pijackie falsetem, zataczając się przy barze Murzyn. Możesz się zamknąć, albo przynajmniej uciszyć? Zapytałem z największą uprzejmością, na jaką mnie było stać.  Afrykanin jakby coś zrozumiał,  bo zamyślił się na około piętnaście sekund i skwitował moją uwagą radosnym stwierdzeniem faktu: Polak! Ty jesteś  dobry katolicki chłopak! Po chwili zaczął śpiewać coś co przy ogromnej dozie wyobraźni mogło być zrozumiane jako: " Polska Biało Czerwoni!". Wtedy barman, który ze względu na karnację skóry i akcent wyglądał na Pakistańczyka, wysoki i gruby jegomość z wystrzyżonym po sarmacku  karkiem, nie wytrzymał tego fałszowania polskiego hymnu narodowego numer dwa i kazał się przepitemu tenorowi z RPA uciszyć. Jakiś starszy Anglik, który także był już trochę wypity, ale trochę lepiej trzymał się na nogach niż inni, zawołał: " Niech żyje Yelcyn, niech żyje Polska! " . Pomyślałem, że przy całej ignorancji tych ludzi, my Polacy jesteśmy postrzegani sympatycznie. Nie próbowałem tłumaczyć nikomu, że Yelcyn nie był Polakiem. Co za różnica skoro skojarzenia budzą sympatię.

sobota, 21 lipca 2012

Tragedia na premierze Batmana.

- Miał ufarbowane na czerwono włosy. Powiedział, że jest Jokerem, oczywiście wrogiem Batmana - tak rzecznik nowojorskiej policji Ray Kelly opisał dziennikarzom Jamesa Holmesa, który w piątek wdarł się do kina na przedmieściach Denver i zaczął strzelać do tłumu widzów przybyłych na premierę nowego filmu o Batmanie... Mam poważny problem by o tym napisać szczerze. Boje się, że zostanę źle zrozumiany. Formalnie tragedia w Aurorze może przypominać atak Brevika w Norwegii. Ale o ile totalnie potępiać tego norweskiego zwyrodnialca, to moje potępienie Jamesa Holmesa już nie jest takie jednoznaczne.  Chyba jeszcze zbyt mało wiadomo o tym co się tam stało. Ale na pewno zbyt wielkim uproszczeniem było by przypisanie całej winy szaleńcowi, który pociągnął z spust. Nasuwa mi się analogia z ogniem. By coś się zapaliło, potrzebne są trzy czynniki: tlen, paliwo i ciepło. Wystarczy, że jednego z nich zabraknie, to ogień nie będzie miał szans. Mamy świadomość kto zabijał - czyli znamy pierwszy czynnik. Holmes prawdopodobnie byłby zupełnie nieszkodliwym wariatem gdyby nie natrafił na czynniki, które spowodowały, że wziął karabin i poszedł do kina zabijać niewinnych ludzi. Dopóki nie wyeliminuje się pozostałych czynników to takie tragedie będą się powtarzać. Można także próbować wyeliminować wszystkich szaleńców. Ale by to było możliwe, to ostatni na ziemi szaleniec musiałby popełnić samobójstwo, bo nie miał by go kto wyeliminować. Wszyscy jesteśmy szaleni. Pozostaje więc wyeliminowanie czynników, które pchają ludzi do takich czynów jak masakra w Aurorze. To o wiele trudniejsze niż przeprowadzenie egzekucji jednego szalonego neurologa.

piątek, 20 lipca 2012

Konkurs

 Czasami jedyne co pozostaje to konsekwencja. Kiedyś wszystko przychodziło z łatwością.  Dziś wszystko przychodzi mi trudem. Czasem w ogóle nie przychodzi. Pozostaje tylko zacisnąć zęby i starać się dalej brnąć do wyznaczonego celu.  Napisałem dramat. Wysłałem tekst na konkurs i nie wygrałem. Podobno nadesłano 190 tekstów. Wybrano 3. Ale wcale mnie nie pociesza fakt, że nie tylko ja nie wygrałem. Nie pociesza mnie fakt, że zwycięstwem jest udział. Jedyne co się liczy to zwycięstwo. Pomyślałem, że może brałem udział w niewłaściwym konkursie. Nie wiem co mam myśleć. Przykro mi bardzo.

czwartek, 19 lipca 2012

Nic

Wczorajszy dzień przeleciał w moim życiorysie z prędkością światła nie pozostawiając po sobie nic wartego zapisania. Tak bywa.

wtorek, 17 lipca 2012

Integracja

Całą klasą poszliśmy do pubu. Niestety sytuacja nie była różowa. Mamy tu na szkoleniu dyscyplinę bardziej surową od Kopciuszka, który mógł na balu pozostać do północy. My musieliśmy wrócić do pokoju na 22. Po drodze Brita rozdeptała ślimaki. Podobno w Australii nie ma takich wielkich.

Szkolenie

Wreszcie dojechałem na szkolenie. Mieszkam w willi pod Londynem w "antypodycznym" towarzystwie. Dwie piękne siostry z Australii, trzy dziewczyny z Nowej Zelandii i kolega z RPA. Sasha z Nowej Zelandii opowiedziała wczoraj wieczorem dowcip. Jak nazywa się w Nowej Zelandii farmerów, którzy mają więcej niż jedną owce? Bigamiści ha ha ha...

niedziela, 15 lipca 2012

Pub na Canary Wharf


Mały mizoginiczny klubik powołany spontanicznie w sobotni wieczór przez trzech samotnych żeglarzy, którzy zawinęli do londyńskiego pubu. Wysoki, i trochę nieporadny, mówiący z niesamowicie wielkim urokiem językiem bardzo zbliżonym do angielskiego Fabio. Wyglądał jak olbrzymi misiu przytulanka. Z pod podkoszulka na karku wystają mu czarne loczki włosów na plecach, jakby sierści. Jego twarz zdominowana przez dwa, wystające z przodu jak u królika, zęby. Fabio mówi zawsze z wielkim namysłem jakby każde zdanie tłumaczył najpierw z portugalskiego, który jest jego pierwszym językiem, na francuski, potem z francuskiego na niemiecki, po drodze jeszcze suahili i wietnamski aż wreszcie z wietnamskiego, ale ciągle z portugalskim akcentem, wypowiada zdanie w języku zbliżonym do angielskiego: " Lika I it". Drugim moim towarzyszem był węgierski motocyklista, który przyjechał do Londynu w poszukiwaniu pracy już kilka tygodni temu. Jednak ciągle nie potrafił się zdecydować co chciałby robić. Nie chcąc popełnić błędu przyjęcia niewłaściwego zajęcia, ciągle zastanawiał się i rozważał różne aspekty związane z przyszłym zajęciem, przepuszczając czas i pieniądze na jałowych dyskusjach z nieznajomymi w pubach. No i barman. Mówiący z wyraźnym akcentem z północy Anglii, który opowiedział nam tą historię. Dziewczyna prawdopodobnie była luksusową prostytutką. Siadała przy barze i wzrokiem polowała na coraz to nowsze ofiary. Nigdy nie zdawała sobie sprawy z tego że sama nią zostanie. W roku 1947 poznała amerykańskiego oficera którego szybko owinęła sobie w okół palca, była z nim dość często widywana. Facet  był opisywany jako osoba porywcza, zaborcza i agresywna. Prawdopodobnie to on był sprawcą tego co stało się nad rankiem krótko przed tym, gdy ciało Kobiety zostano przypadkiem odnalezione pod mostem nieopodal jednego z londyńskich doków. Widok jaki zastał jeden z dokerów nie należał do przyjemnych, jej włosy były wypalone do tego stopnia iż odsłaniały czaszkę, skóra z twarzy została ściągnięta wraz z powiekami i ustami a zwłoki rozpoznano jedynie po pierścionku który nosiła i strzępach jej nadpalonej sukni. Sprawca nigdy nie został odnaleziony, choć zarzuty skierowano pod adresem jej kochanka, głównie ze względu na jego ciężki charakter. Zaraz po owym wydarzeniu ludzie bywający we pubie, zarzekali się iż widzieli jej ducha siedzącego jak zazwyczaj przy barze. Czasem znad siedziska na którym spoczywała unosił się dym papierosowy, choć nikt go nie zajmował. Dziś nikt na owym krześle nie siada o ono samo jest ogrodzone i traktowane jako jedna z atrakcji baru, bywa że samoistnie się przewraca choć ludzie oskarżają właścicieli o sztuczki prowokujące te zjawiska i nakręcające biznes. Zjawa była również widywana w lustrze wiszącym przy wyjściu które ze względu na to że często "wybucha" jest regularnie wymieniane. Wczorajszego wieczoru krzesło było puste i nie unosił się nad nim dym z papierosa. Za to w pubie było kilka kobiet, które głodnym wzrokiem wodziły za moim węgierskim przyjacielem.