sobota, 21 lipca 2012

Tragedia na premierze Batmana.

- Miał ufarbowane na czerwono włosy. Powiedział, że jest Jokerem, oczywiście wrogiem Batmana - tak rzecznik nowojorskiej policji Ray Kelly opisał dziennikarzom Jamesa Holmesa, który w piątek wdarł się do kina na przedmieściach Denver i zaczął strzelać do tłumu widzów przybyłych na premierę nowego filmu o Batmanie... Mam poważny problem by o tym napisać szczerze. Boje się, że zostanę źle zrozumiany. Formalnie tragedia w Aurorze może przypominać atak Brevika w Norwegii. Ale o ile totalnie potępiać tego norweskiego zwyrodnialca, to moje potępienie Jamesa Holmesa już nie jest takie jednoznaczne.  Chyba jeszcze zbyt mało wiadomo o tym co się tam stało. Ale na pewno zbyt wielkim uproszczeniem było by przypisanie całej winy szaleńcowi, który pociągnął z spust. Nasuwa mi się analogia z ogniem. By coś się zapaliło, potrzebne są trzy czynniki: tlen, paliwo i ciepło. Wystarczy, że jednego z nich zabraknie, to ogień nie będzie miał szans. Mamy świadomość kto zabijał - czyli znamy pierwszy czynnik. Holmes prawdopodobnie byłby zupełnie nieszkodliwym wariatem gdyby nie natrafił na czynniki, które spowodowały, że wziął karabin i poszedł do kina zabijać niewinnych ludzi. Dopóki nie wyeliminuje się pozostałych czynników to takie tragedie będą się powtarzać. Można także próbować wyeliminować wszystkich szaleńców. Ale by to było możliwe, to ostatni na ziemi szaleniec musiałby popełnić samobójstwo, bo nie miał by go kto wyeliminować. Wszyscy jesteśmy szaleni. Pozostaje więc wyeliminowanie czynników, które pchają ludzi do takich czynów jak masakra w Aurorze. To o wiele trudniejsze niż przeprowadzenie egzekucji jednego szalonego neurologa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz